niedziela, 23 października 2016

Jak być matką i nie zwariować?

Na wstępie zaznaczę, że nie biorę odpowiedzialności za efekty po zastosowaniu poniższych wskazówek, tzn. może się zdarzyć, że i tak zwariujecie. Ja na przykład co najmniej 5 razy dziennie powtarzam, że:
a) zaraz zwariuję,
b) chyba zwariuję,
c) ja przez Was kiedyś zwariuję (Was, czyli moich trzech facetów o których pisałam tu ).
Także, jak widać, sama mam pewne obawy co do mojego zdrowia psychicznego w przyszłości, ale robię co mogę i tymi moimi sposobami z Wami się dzielę.



Po pierwsze: wyluzuj!

Perfekcyjna mama nie istnieje.
Bądźmy szczere: nie ważne jak bardzo będziemy się starać, nie ważne ile poradników na temat wychowania dziecka przeczytamy, błędów nie da się uniknąć. Nie oznacza to, że nie warto się starać. Ze wszystkich ról, mnie właśnie na spełnieniu się w roli mamy zależy na tę chwilę najbardziej i tu najtrudniej mi wyluzować. Ważne, żeby zrozumieć, że zarówno my jak i nasze dzieci są prawdziwe, a więc niedoskonałe, a życie nie wygląda jak kadr z reklamy w której piękna, zadbana mama bawi uroczo chichoczące dziecko. Od pierwszych dni dzieci płaczą, później marudzą i to jest normalne. To, że nie potrafimy sobie czasem z tym poradzić to też jest normalne. Sama mam wielki problem z przyznaniem się do tego, że miewam słabsze dni, a przecież mamy do nich prawo i nie przekreśla to naszej codziennej pracy nad byciem jak najlepszymi mamami dla naszych maleństw. 

A więc co możesz zrobić w tych gorszych chwilach:


 1. Daj sobie pomóc: nie wstydź się poprosić o pomoc najbliższych, nawet jeśli ma to być tylko zabranie dziecka na spacer;

 2. Zatęsknij za dzieckiem: wyjdź z domu chociaż na chwilę: na zakupy do galerii, na kawę z koleżanką, czy po prostu na spacer w samotności. Uwierz mi, nawet w najgorszym dniu wystarczy chwila rozłąki z dzieckiem, żeby zapomnieć o tym jak bardzo dało nam w kość chwilę wcześniej.

 3. Daj sobie prawo do błędów i chwil słabości i nie miej z tego powodu wyrzutów sumienia, jesteśmy tylko ludźmi i błędy zdarzają się każdemu, KAŻDEMU!!!

4. Porozmawiaj z inną mamą, może masz koleżankę z dzieckiem w podobnym wieku, a może wystarczy, że dołączysz do jakiejś grypy lub forum internetowym? Tylko jest jedna zasada: unikaj jak ognia mam opowiadających o cukierkowym macierzyństwie, to Ci na pewno nie pomoże ;)

5. I najważniejsze, zawsze pamiętaj: Twoje dziecko kocha Cię taką jaką jesteś, z tymi wszystkimi niedoskonałościami i  pomimo gorszych dni dla niego jesteś najwspanialszą mamą na świecie!


Po drugie: wyluzuj!

Perfekcyjna kobieta nie istnieje.
Dookoła bombardują nas informacjami o tym jak to celebrytki szybko wracają do formy po ciąży i zdjęciami z niby-nieudawanych spacerów wystylizowanych gwiazd z wystylizowanymi dziećmi.
Nie dajmy sobie wmówić, że matka musi na każdy spacer chodzić w pełnym makijażu w perfekcyjnie wyprasowanym ubraniu i powinna dążyć do bycia "sexy mamą". Owszem, jeżeli kreska na oku ma sprawić, że czujemy się lepiej to zróbmy ją, ale nic się nie stanie jeśli raz, czy dwa razy wyjdziemy z domu tak, jakbyśmy dopiero wstały z łóżka. I nie ma w tym nic złego, jeśli my czujemy się tak dobrze.

Pamiętaj:

1. Masz prawo pomyśleć o sobie, zdrowy egoizm jeszcze nikomu nie zaszkodził, a w końcu mówi się, że "szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko" :) ;

2. To Ty wiesz najlepiej co sprawia Ci przyjemność i Cię relaksuje. Dla jednej będzie to wizyta w spa, dla drugiej wyjście na kawę z koleżanką, a jeszcze innej wystarczy godzina pobycia samej w domu, patrzenie w sufit i nic nie robienie (tak, to ja ;D ). Nie ma sensu szykować się specjalnie codziennie, tylko dlatego, że słyszysz: "pomaluj się, zadbaj o siebie będziesz czuła się lepiej"!  Jeśli tak jest, ok, ale jeśli Tobie jest to niepotrzebne nie rób tego na siłę.  Najlepszą radą jest: ZRÓB COŚ DLA SIEBIE, COKOLWIEK ! 

3. Zaakceptuj siebie. Jeśli zostało Ci po ciąży parę nadprogramowych kilogramów to naprawdę świat się jeszcze nie kończy, serio! Nie każda mama musi mieć siłę na bieganie czy pójście na siłownie po całym dniu spędzonym z dzieckiem. Oczywiście jeśli dasz radę to ruch  jest jak najbardziej wskazany i to nie tylko wtedy, kiedy masz trochę tłuszczyku do zrzucenia. Ale jeśli ledwo dajesz radę doczołgać się do łóżka, odpuść sobie na razie dodatkowy wysiłek. Na odchudzanie będzie jeszcze czas, a na razie może wystarczy zrezygnować ze słodkości i spacerować z wózkiem w trochę szybszym tempie? Efekty może nie będą tak "celebrycko" spektakularne, ale na pewno z czasem się pojawią.


Po trzecie: wyluzuj!

Perfekcyjna Pani domu nie istnieje.
Co prawda pewna Pani z telewizji się za taką uważa i próbuje wmówić innym kobietom, że tak trzeba, ale nie dajmy się zwariować, nikt nie będzie robił nam testu białej rękawiczki. Pojawienie się na świecie dziecka zmienia całe nasze życie, mamy dużo mniej czasu na wszystko, na sprzątanie i gotowanie też. I trzeba sobie zadać pytanie co jest naprawdę ważne, a co może trochę poczekać. Z czasem uda nam się jakoś to wszystko poukładać, ale już nigdy nie będzie tak jak kiedyś i tak właśnie ma być!

1.Ułatwiaj sobie życie, jeśli możesz zainwestuj w przyrządy ułatwiające codzienne obowiązki: moolticooker, iRobot, myjki do okien - może warto pomyśleć o takich zakupach?

2. Bardziej wykwintne obiady zostaw na weekend, albo dla restauratorów :D . Nikt jeszcze nie umarł od tego, że jadł dwa, a może nawet 3 dni pod rząd ten sam obiad, nawet jeśli jest to jajko sadzone z ziemniakami i kefirem. Potraktuj to jako starannie dobrane menu mające na celu przywołać smaki dzieciństwa ;) W każdym wypadku znajdzie się jakieś "logiczne" wytłumaczenie :)

Powyższe oczywiście nie wyczerpuje wachlarza ról w jakich musimy się odnaleźć, jesteśmy przecież jeszcze żonami/partnerkami, córkami, siostrami, a niektóre zdążyły już wrócić do pracy, ale zasada w każdym przypadku jest jedna: wyluzuj Mama ! :)

sobota, 13 sierpnia 2016

Gdy miłością się ulewa, czyli ICH trzech i ja jedna

Jak wiadomo potrzeba miłości i poczucie, że się jest kochanym jest jedną z ważniejszych potrzeb w życiu człowieka. Ok, wiadomo, ale czy można mieć jej dosyć?



Jest dzień jak co dzień: bladym świtem M. zajmuje się trochę dzieckiem, żebym mogła sobie odespać milion pięćset pobudek w nocy. Tak, tak, właśnie tak wygląda u nas noc, gdyż moje dziecko postanowiło udowodnić mi, że przez całe życie żyłam w ogromnym błędzie będąc przekonaną, że uwielbiam spać i nie potrafię bez porządnej dawki snu normalnie funkcjonować. Także z rana napawam się tą chwilą relaksu z nadzieją, że trochę ona potrwa, ale jak wiadomo poranny sen ma do siebie nie tylko to, że jest najprzyjemniejszy, ale także to, że jakimś całkowicie magicznym sposobem samo zamknięcie powiek trwa jakieś 15 minut, a przewrócenie z boku na bok pewnie z pół godziny...
Zatem umówmy się: zamknęłam oczy, przewróciłam się na lewy bok i już słyszę marudzenie. Myślę sobie "da jeszcze radę go jakoś zabawić, na pewno coś wymyśli" i zaciskam mocniej powieki mówiąc w duchu "chwilo trwaj"!!! Niestety, powiedzmy sobie szczerze, tylko mnie na tym zależało, bo M. musi do pracy iść, czy coś takiego :P Nie minęło pół minuty są ... nad moją głową  i wiszą, wiszą  tak nade mną, a ja dalej oczy zamknięte licząc, że może zrezygnują, ale gdzieee tam. W końcu kapituluje - otwieram oczy i słyszę M., który z uśmiechem nie ukrywającym zadowolenia oznajmia: "On chce do mamusi". Och, jakież to szczęście ogromne być tak niezastąpioną! Zachęcona tym motywującym tekstem zrywam się na równe nogi, biorę moje dziecko i cieszę się jak szalona na nadchodzący dzień prawie zapominając, że w ogóle byłam śpiąca (sarkazmem w tym zdaniu tryska jak z fontanny). A tak na serio, chcę się zebrać, ale przypominam sobie, że muszę być ostrożna ponieważ w nogach zwinięty zalega mój pies,  który zdążył już przywyknąć do nowych dźwięków w domu i jęki mojego syna nie robią na nim większego wrażenia. Z zazdrością i wyrzutem patrzę na niego, wszak pospał sobie minutę dłużej. On też jest winien temu, że nie dość, że budzę się niewyspana to jeszcze połamana, bo jak spać jeśli to niespełna 3 kilogramowe zwierzę wtula się w nogi pod kołdrą w taki sposób, żeby mi czasem nie przyszło do głowy zmieniać pozycji, więc śpię powyginana jak paragraf, bo wiecie:
"On chce do mamusi" 


Zbieram wreszcie swoje szanowne 4 litery i biorę synka, żeby go nakarmić. Tak a propos to mam nieodparte wrażenie, że mój syn nie wie jak wyglądam, serio. Jak w "Madagaskarze" głodny lew Alex widział w swoich przyjaciołach tylko kawałki soczystego mięsa, tak mój syn patrząc na mnie widzi tylko mleko. Za jakiś czas planuje uświadomić go, że w sumie mam też twarz i w ogóle, ale póki co jest jak jest. Żeby nie było podczas karmienia mój zwierz też musi sobie na mnie znaleźć miejscówkę, więc otulona szczęściem oddaje trochę kalorii synowi. Potem to już standard: spacer, powrót do domu, żeby dziecię trochę rozwinęło swoje umiejętności zmierzające do raczkowania, znowu spacer. No właśnie spacer, gdzie tam w wózku, jak przecież "On chce do mamusi". Także 2 do 3 razy dziennie spaceruje zrelaksowana z moimi 9 kg szczęściem na ręku, a drugą pchając wózek (a nóż widelec Prezes zechce sobie pojeździć). Tutaj muszę przyznać, że z towarzystwa psa często rezygnuje z prostej przyczyny: obie ręce mam zajęte ;), a piesek przecież mały, szybko się męczy i też po dłuższym czasie na rączki by chciał, a wiadomo, że nigdzie nie jest tak dobrze...
Po całym takim dniu wypełnionym oczywiście licznymi kamieniami wraca mój M. i zanim się nie obejrzymy wybija godzina kąpieli i usypianie młodego. Oczywiście nie muszę wspominać, że w kwestii usypiania jestem niezastąpiona. Następnie po dosłownie kilku chwilach dzieć pada jak aniołek, a ja mam wieczór dla siebie (w tym momencie muszę przypomnieć w/w tekst o sarkazmie). Jakimś sposobem mój mały szczwany futrzak załapał, że w dzień to ja mam innego malucha na głowie i nawet stara mi się za bardzo w drogę nie wchodzić, ale jak tylko zorientuje się, że "już" jestem wolna to wygrzebuje wszystkie zabawki, przypomina sobie i oznajmia mi waląc łapą w miskę, że w niej pustki i nie odpuści dopóki co najmniej 10 razy nie rzucę mu piłki. Ok, w końcu on był pierwszy, przez pierwsze miesiące trudno było mu pojąć, że już nie jest numerem jeden, więc musiałam w każdej wolnej chwili tulić zazdrośnika. I tak już zostało.
Ale, ale jest przecież jeszcze szanowny M. On także parę razy, niby od niechcenia, rzucił tekst, że on już się nie liczy, że nie mam dla niego czasu, że teraz to tylko dziecko, a co z nim itp. No więc wiecie, przychodzi wieczór a "On chce do mamusi" ;D

No i czy wypada mieć pretensje? Czy można narzekać, kiedy jest się tak niezastąpioną i otoczoną miłością przez tych trzech wspaniałych? Pewnie nie, bo przecież o to też w życiu chodzi i umówmy się, gdyby było inaczej to byłoby przykro: że dziecko jest w stanie każdy uspokoić, psu wystarczy do spania ciepło czyjegokolwiek ciała albo, że M. nawet nie zauważył, że mamy mniej czasu dla siebie.
Tak więc ulewa się tą miłością, a i owszem, ale niech już tak zostanie :)


piątek, 8 lipca 2016

Z cyklu "Mała rzecz a cieszy": NASZ PIERWSZY WYJAZD

      Odkąd nasz synek pojawił się na świecie nie mieliśmy tygodnia dla siebie. I pisząc to nie mam na myśli wyjścia do kina, czy na imprezę, mam na myśli wspólne spędzanie czasu całą naszą rodzinką: rodzice, synek i nasz piesek ;) Mój M. nie miał urlopu od samego początku, czym, jak można się domyślić, nie byłam zachwycona z wielu powodów, ale o tym może następnym razem.

     W związku z powyższym chcieliśmy wybrać kameralne miejsce, w którym wypoczniemy i nacieszymy się sobą. Oczywiście ważnym kryterium były warunki dla dziecka: miejsce do spacerów, świeże powietrze, spokój no i dobre warunki mieszkalne ma się rozumieć. Zależało nam również na niewielkiej odległości od naszego miejsca zamieszkania, gdyż nasz synek różnie do tej pory znosił podróże i nie chcieliśmy, żeby taki wypad zaczął i zakończył się jego płaczem, a naszym stresem z tym związanym.  Tutaj mój M. stanął na wysokości zadania!, No musze powiedzieć, że do tej pory jestem w szoku :P M. znalazł kilka miejsc oddalonych o godzinę - półtorej od domu i spełniające wszystkie te kryteria. Los chciał, że tylko w jednym z tych ośrodków były wolne miejsca tak "na już", wzbudziło to w nas lekkie podejrzenie, ale byliśmy tak spragnieni wyjazdu, że zdecydowaliśmy się niemal od razu.
Więcej pisać nie będę, zobaczcie sami, czy nam się podobało! Dodam tylko, że już planujemy kolejny wypadzik :)


Nasz Nikosław znalazł sobie nawet koleżankę (żeby była jasność: Pan Nikosław to to małe ;)










piątek, 17 czerwca 2016

Jak chcę wychować syna ?!


Pewne jest, że do prawidłowego rozwoju dziecka potrzeba obojga rodziców. Oczywiście na pewno możliwe jest bardzo dobre wychowanie dziecka samemu, ale jest to o wiele bardziej skomplikowane i nie o tym ten wpis.

W wychowaniu chłopca role rodziców wydają się naturalnie rozdzielone: do matki należy otaczanie miłością i uczenie wrażliwości, a do ojca dyscyplina i wprowadzanie w męski świat. Dopóki nasz synek się nie urodził wydawało mi się, że te role u nas będą odwrócone. To znaczy, że u nas ja-mama będę bardziej wymagającym i ostrzejszym rodzicem, a tata będzie od zabawy i rozpieszczania. Zawsze zależało mi na dyscyplinie, konsekwencji i wpajaniu ambicji, wydawało mi się też, że od samego początku nie można dziecka rozpieszczać. Co to dla mnie miało znaczyć? Nie biegać do dziecka, gdy tylko zapłacze, nie nosić na rękach, nie bujać, bo przyzwyczaję itd. Co do kolejnych etapów tez oczywiście miałam jakieś założenia, ale poprzestanę na tym, bo … no właśnie, bo mogę sobie to wszystko już między bajki włożyć.


Całe życie marzyłam o byciu mamą i wiedziałam, że ta rola przypadnie mi do gustu, ale nie mogłam mieć przecież pojęcia, co się ze mną stanie jak już będę miała na rękach swojego maluszka.


Otóż zmieniło się wszystko. Oczywiście nadal chcę dobrego wychowania, dyscypliny i wpojenia ambicji mojemu synkowi, ale z przyjemnością podzielę się tą rolą z tatą, którego teraz już o dziwo w niej widzę (i on siebie chyba też), a sama zajmę się typowym matkowaniem przepełnionym troską i miłością. Na razie o wychowywaniu mowy być nie może (ma dopiero 5 miesięcy ;) ), ale wierzę, że otaczanie mojego małego mężczyzny miłością zaprocentuje na przyszłość. Zatem przytulam, noszę, bujam i nie martwię się, że tym rozpieszczę, wręcz przeciwnie, uważam, że teraz to najlepsze, co mogę dla niego zrobić, co czasami wymaga  dużej wiary w swoją intuicję przy częstej dezaprobacie otoczenia i dużej siły fizycznej, bo słodki ciężar coraz większy, a dziecię czasem dosyć wymagające ;)


Na tym etapie to wystarcza, ale coraz częściej patrzę w przyszłość i myślę co i w jaki sposób chciałabym osiągnąć przy wychowywaniu mojego chłopca na dorosłego, spełnionego i szczęśliwego mężczyznę. W tym celu stworzyłam listę cech, które chciałabym wpoić mojej latorośli.


Wiele z Was może wydawać się kontrowersyjne tworzenie takiej listy, bo przecież w macierzyństwie nie chodzi o to, żeby wychować dziecko tak, żeby spełniało nasze wymagania. Nie chodzi mi o to. Nie znajdziecie tutaj tekstu o tym jak wychować milionera, czy o tym jak chcę sprawić, żeby mój syn został neurochirurgiem, muzykiem, żeby podzielał moje pasje czy słuchał określonego rodzaju muzyki. Cechy, które znajdują się na tej liście są według mnie potrzebne do szczęścia i spełnienia w życiu i niczego nie mają narzucać, mają tworzyć jedynie kierunek w życiu, zbudować kręgosłup moralny i przekazać pewne wartości, które chciałabym, aby mu w życiu towarzyszyły. Zatem, ad rem!

 Czego chcę nauczyć mojego synka?


1.Ambicji - jest to cecha, którą bardzo sobie cenię w ludziach i dlatego oczywiście chciałabym, żeby posiadał ją mój syn. Nie chodzi mi tutaj ani o chorą ambicję ani o chęć bycia lepszym od kogoś innego, ale o chęć samodoskonalenia. Chodzi o to, aby nie robić nic na siłę, żeby motywacją nie była jedynie chęć bycia lepszym od innych, ale robienie tego co się umie, najlepiej jak się potrafi nawet bez otrzymywania z tego wymiernych korzyści, a jedynie dla własnej satysfakcji.

2.Umiejętności wyrażania swojego zdanie i szacunku wobec zdania innych zależy mi, żeby mój syn miał swoje zdanie, potrafił i nie bał się go wyrażać. Myślę, że najłatwiej wypracować to poprzez wspólne rozmowy i dyskusje, na początku chociażby o wrażeniach po obejrzanej bajce, czy przeczytanej książce, co może być nie tylko okazją do wymiany poglądów, ale także właśnie nauką wyrażania swoich i wysłuchiwania odmiennych opinii.

3.Szacunku do kobietna tym zależy mi szczególnie myśląc o swoim dziecku jako o przedstawicielu płci męskiej. Trochę przeraża mnie to, co można zaobserwować w tych czasach i pewne jest, że szacunku tego nie nabędzie z obserwacji otoczenia. Mam zamiar być mamą, która uczy syna dbania o swoją kobietę, nawet takich błahych gestów jak otwierania drzwi, kupowania kwiatów, prawienia komplementów, wyrozumiałości itp. Dużą rolę na pewno odegra tutaj tata, ale i ja chciałabym, żeby doceniał rolę kobiety także jako partnera w życiu, przyjaciółki, a później matki jego dzieci. Można by powiedzieć w skrócie: idealna teściowa :D

4. Tolerancji wobec odmienności - „ Tolerancja musi być nietolerancyjna wobec nietolerancji” Immanuel Kant. To motto przyświecało mi od zawsze, nie wiedząc nawet, że nie ja jestem jego autorką ;) Wydaje mi się, że dalszy komentarz jest zbędny.

5. Samodzielności to nie oznacza, że nie mam zamiaru mu pomagać czy wychowywać go na zasadzie „radź sobie sam”. Wręcz przeciwnie chciałabym, żeby mój synek wiedział, że może na mnie i na jego bliskich zawsze liczyć, ale nie wykorzystywał tego bez powodu i starał się w miarę możliwości radzić sobie w życiu samodzielnie.

6. Wrażliwości i niech nikt mi nie mówi, że to cecha niemęska. Nie myślę tutaj jedynie o wylewaniu łez, choć także nigdy nie mam zamiaru rzucać tekstami typu: chłopaki nie płaczą, bo okazywanie emocji jest ważne bez względu na płeć. Myślę tu właściwie o dwóch rodzajach wrażliwości: takiej wobec ludzi, czy zwierząt, ale i wrażliwości na piękno świata, docenianie uroków nawet w czasem błahych rzeczach. Myślę, że do tego potrzeba czasu, bo sama do tego rodzaju wrażliwości musiałam dojrzeć. A może wręcz przeciwnie, może trzeba w sobie zatrzymać cząstkę dziecka, bo przecież nikt tak jak dzieci nie potrafi cieszyć się i zachwycać wszystkim dookoła...

7. Umiejętności kochania i okazywania uczućniby proste, a jednak wielu mężczyzn ma z tym problem. Wydaje mi się, że nie można nauczyć sposobu okazywania uczuć, bo to kwestia indywidualna, ale można nauczyć potrzeby ich wyrażania i zrozumienia tego, jakie to jest ważne przy budowaniu bliskich relacji.

8.Pewności siebie – myślę o zdrowej pewności siebie, nie o byciu zarozumiałym. Chodzi mi o wiarę w siebie i we własne umiejętności, o to, że „ja też mogę jak inni”, o to, że wszystko jest możliwe, o odwagę w działaniu, nawet jakby miało się nie udać. To chyba cecha, której mnie samej do pewnego czasu brakowało i nadal czasem brakuje, a której często zazdrościłam innym. W pewnym momencie trafiłam jednak na ludzi, którzy bardzo szybko odbudowali, a może nawet dopiero zbudowali moją pewność siebie w bardzo prosty sposób, dlatego teraz ja będę starała się to samo przekazać mojemu synkowi.

9.Postępowania według wytyczonych zasad to wydaje się szczególnie ważne już od najmłodszych lat i szczególnie wymagające konsekwencji od nas - rodziców. Taka umiejętność pomaga później wchodząc w dorosłe życie uniknąć rozczarowań i zrozumieć, że nie wszystko musi być po naszej myśli i nie w każdej sytuacji możemy robić to, co byśmy chcieli.

10.Szacunku do siebie samegouważam bowiem, że aby zasłużyć na szacunek innych trzeba najpierw szanować samego siebie: nie dać sobą manipulować, nie dać sobie wmówić, że jest się gorszym od innych itp.

To na tyle, jeśli chodzi o najważniejsze kwestie. O każdej z tych cech można by stworzyć osobny wpis mówiący o tym dlaczego i jak chciałabym to wszystko osiągnąć. Myślę jednak, że ogólnie rzecz ujmując potrzeba do tego miłości, cierpliwości, wielu rozmów i przede wszystkim dawania dobrego przykładu, czego sobie i Wam życzę ;)

niedziela, 1 maja 2016

Matka w internetach, czyli Matka Polka vs Matka luzaczka

    Myślę, że można zaryzykować stwierdzenie, że bycie matką w dzisiejszych czasach jest na topie. Zaczynając od celebrytek i gwiazd o których media przypominają sobie, gdy tylko te zajdą w ciążę, przez wszelakie fora internetowe, grupy, które powstają na facebooku jak grzyby po deszczu no i wreszcie na blogach kończąc. O ile wśród celebrytek kwestia macierzyństwa kręci się zazwyczaj wokół utrzymania figury i zostania sexy mamą, o tyle wśród "zwykłych" mam - zjadaczek chleba mowa jest o sposobie podejścia do wychowania i macierzyństwa jako takiego. Z jednej strony są matki tworzące pieśni pochwalne na rzecz macierzyństwa: jak to wszystko jest piękne i cudowne, zachwyt zachwytem pogania i zero narzekania i przyznania się do błędu, bo broń boże zaburzy to ich wizerunek jako matki polki, którą jest i będzie choćby się waliło i paliło. Drugie - i ten trend wydaje mi się coraz bardziej popularny- to matki luzaczki. Wręcz chwalą się swoimi błędami, luźnym podejściem do czasem wcale niebłahych problemów i czasem przedstawiają macierzyństwo jako serię niefortunnych zdarzeń.

I co ja o tym myślę? No cóż, myślę, że to wspaniale!

Nie wyobrażam sobie wyłącznie czytania elaboratów zawierających same zachwyty i ochy i achy, bo po pierwsze by mnie za przeproszeniem zemdliło, a po drugie mogłoby wprowadzić przyszłe mamy w błąd, bo owszem macierzyństwo jest wspaniałe, ale mimo szczerych chęci i pozytywnego nastawienia nie da się ominąć dołków, błędów, zabrudzonych ubrań przez wszelakie wydzieliny naszego potomstwa, nieprzespanych nocy, płaczu (nie tylko w wykonaniu swojego dziecka) i wielu innych przygód, które, co prawda nie są końcem świata, ale lekko zaburzają ten idealny obraz macierzyństwa. I ja trochę przyznam byłam zdołowana, gdy widziałam jak matki na instagramie wrzucają codziennie zdjęcia swojego ekstra zadowolonego lub po prostu zwyczajnie śpiącego maluszka, a same w makijażu (sic!) i normalnie ubrane robią sobie selfiaka w lustrze. Ja przez pierwszy miesiąc nie wyszłam z piżamy, o makijażu nawet nie pomyślałam, wyjście do sklepu (który mama dosłownie pod nosem) było dla mnie wyprawą, a to wszystko dlatego, że moje dziecko najchętniej 24/h wisiałoby przy cycu (i tak właściwie się działo), miało problemy z brzuszkiem i cały czas płakało, a gdy tylko udało się go uśpić w łóżeczku to ani myślałam, żeby robić mu zdjęcia, tylko na paluszkach czmychałam z pokoju modląc się, żeby mój oddech go nie obudził. I myślałam, że coś jest ze mną nie tak, że już mam chwilę zwątpienia i brak cierpliwości podczas gdy one wszystkie takie piękne i zadowolone.


    Z drugiej strony nie wyobrażam sobie też czytać jedynie żartobliwego podejścia do macierzyństwa, bo choć to fajne i pomaga wyluzować i spojrzeć z przymrużeniem oka na sytuacje, na które i tak nie mamy wpływu to brakuje wśród nich czasem choć chwili wzruszenia nad pięknymi momentami, które przecież też są nieodłącznym elementem macierzyństwa. Poza tym pomimo, że nie można zatracić się w macierzyństwie całkowicie i stać się jedynie kurą domową i matką, to nie można zapominać, że jesteśmy dla tych dzieci całym światem i że teraz ich potrzeby są priorytetem. Są też momenty, w których po prostu do śmiechu nam nie jest, a przynajmniej nie powinno.

    I dlatego proszę Państwa chciałabym, żeby niniejszy blog nie reprezentował żadnego z tych skrajnych stanowisk, a był relacją z życia człowieko-matki z krwi i kości: z górami i dołkami, z chwilami płaczu ze wzruszenia i z bezsilności, z radościami i smutkami. Trochę zatem, jeśli pozwolicie, Wam się tutaj pochwalę, trochę sobie ponarzekam, trochę się pośmieje i pozachwycam,  a i pewnie odrobinę pożalę, a co! ;)

sobota, 23 kwietnia 2016

Codzienny spacer nie musi być nudny !

   Pogoda dzisiaj nas nie rozpieszczała, normalnie człowiek nosa by z domu nie wystawił, ale... No właśnie, ale ma dziecko i spacer to już po prostu obowiązek, bo dotlenia, bo hartuje, reguluje rytm dnia etc. Więc, gdy deszcz zacina nam prosto w twarz, a powiedzenie iść pod wiatr nabiera nowego sensu przypominamy sobie te wszystkie zalety spaceru i ruszamy z podniesioną głową i zapałem, aby wypełnić tę misję! ;)
   Ale nawet, gdy pogoda jest sprzyjająca to mamy wrażenie, że nasza okolica nie ma już przed nami żadnych tajemnic i spacer staje się coraz bardziej monotonny. Zatem, aby urozmaicić sobie ten codzienny rytuał postanowiliśmy dzisiaj zabrać ze sobą aparat i spojrzeć na okolicę z innej perspektywy. I wiecie co? Okazało się, że mamy z tego niezłą frajdę i jest wiele miejsc, zakątków, detali na które nigdy wcześniej nie zwróciliśmy uwagi. Sami zobaczcie!














czwartek, 21 kwietnia 2016

Wyprawka dla noworodka, czyli shopping życia cz.II

Tak jak zapowiadałam w tej części wpisu przedstawię listę rzeczy potrzebnych dla naszego maluszka i dla mamy. Aby usystematyzować tę listę podzieliłam ją na kilka podkategorii. Mam nadzieję, że okaże się ona pomocna :)


Ubranka:
Przy wyborze ubranek warto zadbać, aby były wykonane z bawełny, najlepiej ekologicznej. Jest to szczególnie ważne na początku, gdyż skóra noworodka jest wyjątkowo wrażliwa. Dobrze, żeby były to też ubranka mało kolorowe, barwniki w ubrankach powodują czasem wysypkę u dzieci. 
Ponadto warto zwrócić uwagę w jaki sposób się ubranko zapina / zakłada. Ja przyznam, że kierowałam się głównie wyglądem w efekcie czego nawet położna miała problem z założeniem pierwszego ubranka :P

  • co najmniej 5 kompletów ubranek w rozmiarze 56, kilka w rozmiarze 62 - jest to rozmiar który najczęściej kupują później goście, dlatego warto wstrzymać się z kupnem większej ilości
    (o kompletach ubranek pisałam we wcześniejszym wpisie)
  • becik/rożek
  • 2-3 pary rękawiczek niedrapek
  • 3 czapeczki bawełniane ( do założenia po kąpieli)
  • 3 pary skarpetek
  • zimą przyda się jeszcze kombinezon 
  • czapka na dwór
  • 3-5 pieluszek tetrowych
  • 3-5 pieluszek flanelowych


Kąpiel i higiena:
  • wanienka (ja od razu zakupiłam wanienkę większych rozmiarów, aby starczyła na dłużej)
  • 2-3 ręczniki kąpielowe z kapturkiem (najlepiej od razu większe)
  • bezpieczne nożyczki do paznokci dla niemowląt
  • szczotka do włosów z naturalnego włosia
  • octanisept (m.in. do pielęgnacji kikuta pępowinowego)
  • sterylne gaziki
  • płatki kosmetyczne
  • patyczki dla niemowląt
  • sól fizjologiczna ( np. do oczyszczania noska, przemywania oczu)
  • aspirator do noska (np. katarek)
  • przewijak na komodę lub na łóżeczko
  • podkłady do przewijania
  • pieluszki 
  • chusteczki nawilżane / duże płatki kosmetyczne do przemywania pupki
  • krem do pielęgnacji pupki (np. Penaten)
  • płyn do kąpieli (np. Emolium)
  • krem ochronny na zimę albo na lato (warto posmarować już przy wyjściu ze szpitala)
  • oliwka dla niemowląt
  • proszek do prania ubranek dla niemowląt np. Jelp, choć na pierwszy miesiąc proponuję zakup płatków mydlanych, gdyż skóra w tym okresie jest wyjątkowo podatna na podrażnienia i uczulenia
  • termometr do pomiaru temperatury ciała ( dla niemowląt sprawdza się termometr z pomiarem w uchu lub na czole)

Do spania:
  • Łóżeczko
  • Materacyk do łóżeczka
  • Kołderka bądź śpiworek do spania
  • Prześcieradło

Poza domem:
  • wózek spacerowy
  • torba do wózka
  • fotelik samochodowy
  • kocyk (najlepiej jeden grubszy, jeden cieńszy - przydają się nie tylko podczas spacerów)

Inne przydatne akcesoria:

  • ochraniacz do łóżeczka
  • niania elektroniczna
  • monitor oddechu
  • termometr do wody
  • poduszka do karmienia
  • stojak na wanienkę
  • smoczek
  • butelka
  • laktator
  • sterylizator
  • podgrzewacz do butelek

Do szpitala należy spakować:

Dla dziecka:

  • octanisept
  • płyn do mycia dziecka
  • oliwkę
  • ubranka 
  • pieluszki jednorazowe
  • chusteczki nawilżane
  • pieluchy tetrowe i flanelowe
  • ręcznik dla dziecka

Dla mamy do porodu i na okres poporodowy:
  • wkładki laktacyjne
  • 2 biustonosze do karmienia
  • 2-3 rozpinane koszule do karmienia
  • szlafrok
  • majtki jednorazowe (najlepiej siateczkowe, są elastyczne i dużo wygodniejsze niż fizelinowe)
  • kapcie, klapki pod prysznic
  • przybory toaletowe ( oprócz podstawowych przyborów proponuję zakup chusteczek do higieny intymnej, chusteczek odświeżających i żelu antybakteryjnego)
  • ręcznik
  • podpaski poporodowe
  • podkłady wysokochłonne, najlepiej duże 90x60
  • karta ciąży
  • dowód osobisty
  • ostatnie badania
  • jeśli mąż/ partner będzie towarzyszył przy porodzie potrzebne jest ubranko do porodu oraz klapki
  • ewentualnie poduszkę poporodową przydatną w przypadku cięcia krocza

Listę rzeczy niezbędnych do szpitala stworzyłam na podstawie swojego doświadczenia, lista ta może być modyfikowana ze względu na wymagania danego szpitala.