Pewne jest, że do prawidłowego rozwoju dziecka potrzeba obojga rodziców. Oczywiście na pewno możliwe jest bardzo dobre wychowanie dziecka samemu, ale jest to o wiele bardziej skomplikowane i nie o tym ten wpis.
W wychowaniu chłopca role rodziców
wydają się naturalnie rozdzielone: do matki należy otaczanie miłością i uczenie
wrażliwości, a do ojca dyscyplina i wprowadzanie w męski świat. Dopóki nasz
synek się nie urodził wydawało mi się, że te role u nas będą odwrócone. To znaczy,
że u nas ja-mama będę bardziej wymagającym i ostrzejszym rodzicem, a tata
będzie od zabawy i rozpieszczania. Zawsze zależało mi na dyscyplinie,
konsekwencji i wpajaniu ambicji, wydawało mi się też, że od samego początku nie
można dziecka rozpieszczać. Co to dla mnie miało znaczyć? Nie biegać do
dziecka, gdy tylko zapłacze, nie nosić na rękach, nie bujać, bo przyzwyczaję
itd. Co do kolejnych etapów tez oczywiście miałam jakieś założenia, ale
poprzestanę na tym, bo … no właśnie, bo mogę sobie to wszystko już między bajki
włożyć.
Całe
życie marzyłam o byciu mamą i wiedziałam, że ta rola przypadnie mi do gustu,
ale nie mogłam mieć przecież pojęcia, co się ze mną stanie jak już będę miała
na rękach swojego maluszka.
Otóż zmieniło się wszystko. Oczywiście
nadal chcę dobrego wychowania, dyscypliny i wpojenia ambicji mojemu synkowi,
ale z przyjemnością podzielę się tą rolą z tatą, którego teraz już o dziwo w
niej widzę (i on siebie chyba też), a sama zajmę się typowym matkowaniem
przepełnionym troską i miłością. Na razie o wychowywaniu mowy być nie może (ma
dopiero 5 miesięcy ;) ), ale wierzę, że otaczanie mojego małego mężczyzny
miłością zaprocentuje na przyszłość. Zatem przytulam, noszę, bujam i nie
martwię się, że tym rozpieszczę, wręcz przeciwnie, uważam, że teraz to najlepsze,
co mogę dla niego zrobić, co czasami wymaga
dużej wiary w swoją intuicję przy częstej dezaprobacie otoczenia i dużej
siły fizycznej, bo słodki ciężar coraz większy, a dziecię czasem dosyć
wymagające ;)
Na tym etapie to wystarcza, ale
coraz częściej patrzę w przyszłość i myślę co i w jaki sposób chciałabym
osiągnąć przy wychowywaniu mojego chłopca na dorosłego, spełnionego i szczęśliwego
mężczyznę. W tym celu stworzyłam listę cech, które chciałabym wpoić mojej
latorośli.
Wiele z Was może wydawać się
kontrowersyjne tworzenie takiej listy, bo przecież w macierzyństwie nie chodzi
o to, żeby wychować dziecko tak, żeby spełniało nasze wymagania. Nie chodzi mi
o to. Nie znajdziecie tutaj tekstu o tym jak wychować milionera, czy o tym jak
chcę sprawić, żeby mój syn został neurochirurgiem, muzykiem, żeby podzielał
moje pasje czy słuchał określonego rodzaju muzyki. Cechy, które znajdują się na
tej liście są według mnie potrzebne do szczęścia i spełnienia w życiu i niczego
nie mają narzucać, mają tworzyć jedynie kierunek w życiu, zbudować kręgosłup
moralny i przekazać pewne wartości, które chciałabym, aby mu w życiu towarzyszyły.
Zatem, ad rem!
Czego
chcę nauczyć mojego synka?
1.Ambicji - jest to cecha,
którą bardzo sobie cenię w ludziach i dlatego oczywiście chciałabym, żeby
posiadał ją mój syn. Nie chodzi mi tutaj ani o chorą ambicję ani o chęć bycia
lepszym od kogoś innego, ale o chęć samodoskonalenia. Chodzi o to, aby nie
robić nic na siłę, żeby motywacją nie była jedynie chęć bycia lepszym od innych,
ale robienie tego co się umie, najlepiej jak się potrafi nawet bez otrzymywania
z tego wymiernych korzyści, a jedynie dla własnej satysfakcji.
2.Umiejętności
wyrażania swojego zdanie i szacunku wobec zdania innych – zależy mi, żeby mój syn
miał swoje zdanie, potrafił i nie bał się go wyrażać. Myślę, że najłatwiej
wypracować to poprzez wspólne rozmowy i dyskusje, na początku chociażby o
wrażeniach po obejrzanej bajce, czy przeczytanej książce, co może być nie tylko
okazją do wymiany poglądów, ale także właśnie nauką wyrażania swoich i
wysłuchiwania odmiennych opinii.
3.Szacunku
do kobiet– na
tym zależy mi szczególnie myśląc o swoim dziecku jako o przedstawicielu płci
męskiej. Trochę przeraża mnie to, co można zaobserwować w tych czasach i pewne
jest, że szacunku tego nie nabędzie z obserwacji otoczenia. Mam zamiar być
mamą, która uczy syna dbania o swoją kobietę, nawet takich błahych gestów jak
otwierania drzwi, kupowania kwiatów, prawienia komplementów, wyrozumiałości
itp. Dużą rolę na pewno odegra tutaj tata, ale i ja chciałabym, żeby doceniał
rolę kobiety także jako partnera w życiu, przyjaciółki, a później matki jego
dzieci. Można by powiedzieć w skrócie: idealna teściowa :D
4.
Tolerancji wobec odmienności
- „ Tolerancja musi być nietolerancyjna
wobec nietolerancji” Immanuel Kant. To motto przyświecało mi od zawsze, nie wiedząc nawet,
że nie ja jestem jego autorką ;) Wydaje mi się, że dalszy komentarz jest
zbędny.
5.
Samodzielności – to nie
oznacza, że nie mam zamiaru mu pomagać czy wychowywać go na zasadzie „radź
sobie sam”. Wręcz przeciwnie chciałabym, żeby mój synek wiedział, że może na
mnie i na jego bliskich zawsze liczyć, ale nie wykorzystywał tego bez powodu i
starał się w miarę możliwości radzić sobie w życiu samodzielnie.
6.
Wrażliwości – i niech
nikt mi nie mówi, że to cecha niemęska. Nie myślę tutaj jedynie o wylewaniu
łez, choć także nigdy nie mam zamiaru rzucać tekstami typu: chłopaki nie
płaczą, bo okazywanie emocji jest ważne bez względu na płeć. Myślę tu właściwie
o dwóch rodzajach wrażliwości: takiej wobec ludzi, czy zwierząt, ale i
wrażliwości na piękno świata, docenianie uroków nawet w czasem błahych
rzeczach. Myślę, że do tego potrzeba czasu, bo sama do tego rodzaju wrażliwości
musiałam dojrzeć. A może wręcz przeciwnie, może trzeba w sobie zatrzymać
cząstkę dziecka, bo przecież nikt tak jak dzieci nie potrafi cieszyć się i
zachwycać wszystkim dookoła...
7. Umiejętności
kochania i okazywania uczuć– niby proste, a jednak wielu mężczyzn ma z tym problem. Wydaje
mi się, że nie można nauczyć sposobu okazywania uczuć, bo to kwestia
indywidualna, ale można nauczyć potrzeby ich wyrażania i zrozumienia tego,
jakie to jest ważne przy budowaniu bliskich relacji.
8.Pewności
siebie – myślę o zdrowej pewności siebie, nie
o byciu zarozumiałym. Chodzi mi o wiarę w siebie i we własne umiejętności, o
to, że „ja też mogę jak inni”, o to, że wszystko jest możliwe, o odwagę w
działaniu, nawet jakby miało się nie udać. To chyba cecha, której mnie samej do
pewnego czasu brakowało i nadal czasem brakuje, a której często zazdrościłam
innym. W pewnym momencie trafiłam jednak na ludzi, którzy bardzo szybko odbudowali,
a może nawet dopiero zbudowali moją pewność siebie w bardzo prosty sposób, dlatego
teraz ja będę starała się to samo przekazać mojemu synkowi.
9.Postępowania
według wytyczonych zasad– to wydaje się szczególnie ważne już od najmłodszych lat
i szczególnie wymagające konsekwencji od nas - rodziców. Taka umiejętność
pomaga później wchodząc w dorosłe życie uniknąć rozczarowań i zrozumieć, że nie
wszystko musi być po naszej myśli i nie w każdej sytuacji możemy robić to, co
byśmy chcieli.
10.Szacunku
do siebie samego – uważam
bowiem, że aby zasłużyć na szacunek innych trzeba najpierw szanować samego
siebie: nie dać sobą manipulować, nie dać sobie wmówić, że jest się gorszym od
innych itp.
To na tyle, jeśli chodzi o najważniejsze
kwestie. O każdej z tych cech można by stworzyć osobny wpis mówiący o tym
dlaczego i jak chciałabym to wszystko osiągnąć. Myślę jednak, że ogólnie rzecz
ujmując potrzeba do tego miłości, cierpliwości, wielu rozmów i przede wszystkim
dawania dobrego przykładu, czego sobie i Wam życzę ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz